“Każdy niech jedzie swoje, bo miejsca na szczycie podjazdu są już ustalone…” – w to wierzył i pewnie tak jest. Słowa Adama Vitusa Kłębczyka pozostaną nie tylko w pamięci jego bliskich, ale i w kamieniu nagrobnym, który wyznaczył metę jego ziemskiej drogi.
Jechał przez życie pięknie. Z pasją. Z inspiracją jaką dawał wszystkim, którzy chcieli z niej korzystać.
3 stycznia minął rok od dnia, w którym pojechał w swoją ostatnią rowerową trasę po tej stronie doczesności.
Kto mu pomógł tego dnia nie wrócić do domu? Nadal nie wiadomo.